28 September 2022

Inspirujące Historie #1

Inspiruj

Zimowy wieczór. Grupa znajomych, w tym były triathlonista. Wino, dużo wina. Dwóch ojców rodzin w wieku czterdziestu kilku.  Eks triathlonista wspomina jak to kiedyś było fajnie. Treningi uwalniające endorfiny, motywacja, głowa pełna pozytywnych planów, forma jak nigdy, zawody, satysfakcja na mecie jak nigdy, żona na trybunach,

– ech… ależ się chciało, a dziś…. – mówi

– Czemu przestałeś w te „trajlony”? – zapytałem

– jakoś samo poszło wiesz: dom, praca, firma, rodzina, pies, obowiązki –

– znam to, ale skoro było fajnie może warto wrócić – dociekam

– motywacji brak, to może zacznijmy razem i wystartujmy za rok w jakiś zawodach dla zabawy – rzuca

– hahaha nie mam pojęcia o triathlonie. Ostatnie 25 lat prowadziłem mało zdrowy tryb życia, nie ma czasu na nic, nie mam nawet roweru – ripostuję

– czyli nici z zakładu? – prowokuje mnie

Może to wino, może żyłka hazardzisty albo zgrywanie twardziela.

– dawaj, zakład stoi – wypaliłem.

Następnego dnia zacząłem o tym myśleć, czytać, oglądać filmy w netcie. Powoli wsiąkałem. Nudne dreptanie z psem postanowiłem zamienić na bieganie po lesie. Początek makabra – 200m i chciałem dzwonić po karetkę, po kardiologa. Poszedłem na basen myśląc, że przecież umiem pływać. Tylko tak myślałem. Dobra, nie ma co. Trzeba podejść inaczej, z planem.

Mam rok, a nie będę go marnował na studiowanie jak należy trenować. Muszę znaleźć kogoś, kto będzie mi mówił co i jak. Ale nie nadętego mądralę, albo multimedalistę, albo trenera, co ma tyle roboty, że za każdym razem bym mu przypominał swoje imię. Ale też nie „amerykańskiego coacha” gadającego w stylu: „jesteś świetny, dajesz, oby tak dalej, sukces masz na wyciągnięcie ręki, możesz wszystko” i inne mądrości wyjęte z kartek kalendarza. Kogoś fajnego, na luzie, takiego, żeby czuć było od niego pozytywna energię, by taki melancholik jak ja chciał i nie rezygnował. Ale też sumiennie traktującego swoją pracę. Stawiającego wyzwania, ale bez przegięcia. I nie chcę też modelu „psychoterapeuty 24/7”, bo nie mam na to czasu i to nie mój way of being. To wszystko ma być fajną przygodą, dodatkową do dotychczasowego życia.

Nie miałem żadnej selekcji, wielu spotkań. Trafiłem od razu na Ankę. Przypadek. Czytałem o rodzajach triathlonu w tym wersji terenowej – xterra. Napisałem na fejsie i odpisała. Fart amatora. I wsiąkałem dalej. Pierwszy 1km biegu, pierwszy 1km na basenie, nocne godziny na trenażerze (pamiętam, jak rwała włosy z powodu absurdalnych godzin mojego treningu). Nauka chodzenia wcześniej spać zajęła mi ponad rok…Pierwsze 5km, lepsze czasy na basenie i gadżety. Szukanie i składanie roweru, liczniki, zegarki to, co każdy facet uwielbia, tylko część się nie przyznaje. Rok robienia planów trenerskich. Nagrywanie filmików z basenu i słuchania porad o technice. Uczenia się treningów injury, terminów „kadencja” etc. Zamieniania kwadracików w apce Trainingpeaks z bezbarwnych na zielone. Ta zawalona czerwień z czasem zaczęła mnie uwierać jak wredny kamień w bucie. Wiosna 2021 pierwsze zawody na 1/8. Strach, że nie ukończę, że zostanę pokopany na pływaniu i nie dobiegnę. I będzie wstyd. Spokój trenerki, chłodno mówi co mam zjeść na śniadanie, o której, jakie żele na rower, kiedy po wyjściu z wody je zjadać jadąc na rowerze, jaka rozgrzewka, jaki puls na bieganiu. Ukończyłem i nie byłem ostatni. Radocha jak nie wiem co. W tym roku zaliczę jeszcze trzy starty w TRI, dwa biegi uliczne na 5km i gravelowy wyścig po górach na 65 km. Potem zima i skitoury. Wdrażam plan: „Grzegorz wersja 2.0”. Następny rok 2022 okazał się skomplikowany. Wypadek w górach, gips, ręka, noga i walka z bólem kolan na bieganiu. Ostrzykiwanie ich pomaga. Wreszcie latem znów zamienianie kwadracików z bezbarwnych na zielone. A ona dokłada, dokłada i dokłada w tej apce. Sam się dziwię, że tyle mogę zrobić. Postanowione, we wrześniu, porzucam 1/8 i przenoszę się na ¼ w TRI i jesienią może ze dwa biegi uliczne już na 10km i dwa wyścigi gravelowe. Co w przyszłym roku?

No właśnie, co w przyszłym roku?

Ps. W przyszłym roku będę gotowy do pisania o liczbach, czyli porównywania życiówek…😊, a może połówka, kto wie?

Ps 2. Uważam, że największym osiągnięciem Anki jako trenera było zmotywowanie człowieka, który nie miał wcześniej nic wspólnego ze sportem do podjęcia wysiłku i podtrzymanie motywacji przez dwa lata już. Serio, to bardzo duuuużo. 

Autor: Grzegorz Indulski